Skocz do głównej treści strony
Prowincja

Pani Jakobina z Settesoli

Utworzono: 30-07-2018

Jakobina z Settesoli, zamożną Rzymiankę, którą z Franciszkiem z Asyżu łączyła niezwykła przyjaźń.

Jakobina z Settesoli, zarówno sławna jak i święta w mieście Rzymie, zasłużyła u świętego na szczególny przywilej miłości. Nie moja to rzecz opisywać ku jej chwale jej sławetne pochodzenie, godność rodziny, czy wreszcie zadziwiającą doskonałość jej cnót i długoletnią wstrzemięźliwość wdowieństwa.

Otóż święty zapadł był na tę chorobę, która zamykając serię wszystkich jego schorzeń, dopełniła szczęśliwego biegu życia błogosławionym zejściem. Wtedy, na kilka dni przed śmiercią, chciał posłać po panią Jakobinę do Rzymu, ażeby co prędzej przybyła, jeżeli pragnie go jeszcze zobaczyć przed jego powrotem do ojczyzny niebieskiej, skoro tak żarliwie miłowała go jako wygnańca na ziemi. Piszą list, szukają szybkiego gońca, a znalezionego sposobią do drogi. Nagle przed drzwiami usłyszano tętent koni, hałas żołnierzy, wspaniały przybył orszak. Jeden z towarzyszy podszedł do drzwi i tu zastał obecną tę, do której jako nieobecnej dopiero co sposobił posłańca. Cały przyjęty zdumieniem co prędzej pobiegł do świętego i nie posiadając się z radości, oznajmił: „Ojcze, przynoszę ci dobrą nowinę!”. A Święty zaraz uprzedził go w odpowiedzi, mówiąc: „Błogosławiony Bóg, który brata naszego panią Jakobinę posłał do nas! Otwórzcie wrota i wprowadźcie ją do środka, ponieważ dla brata Jakobiny nie musimy stosować zakazu wchodzenia kobiet!”.

Wśród szlachetnych gości wybucha wielka radość, a wśród duchowych uprzejmości płynęły łzy. To był cud: okazuje się, że święta niewiasta przywiozła wszystko, co zostało wymienione w napisanym poprzednio liście, jako potrzebne na pogrzeb Ojca. Przywiozła: prześcieradło popielatego koloru dla przykrycia ciała po śmierci, także dużo świec, całun na twarz, poduszkę pod głowę i pewien przysmak, jaki Święty lubił. I tak wszystko, czego pragnął jego duch, Bóg mu podsunął. Oczywiście opowiem dalej wydarzenia tej podróży, by szlachetnej wędrownicy nie zostawiać bez pociechy.

Wielka rzesza ludzi, przede wszystkim lud pobożny z miasta, oczekuje na bliskie narodziny Świętego ze śmierci do nieba. Ale Święty, wzmocniony przybyciem pobożnej rzymianki, zda się pożyje troszkę dłużej. Stąd też owa pani postanowiła zostać sama z synami i paroma giermkami, a resztę świty odesłać z powrotem. Na to Święty do niej: „Zaniechaj, bo ja odejdę w sobotę, a ty w niedzielę powrócisz razem ze wszystkimi”. Tak też się stało: o oznaczonej godzinie wkroczył do Kościoła triumfującego on, który mężnie walczył w Kościele walczącym. Pomijam zbiegowisko ludzi, okrzyki uniesienia, uroczyste bicie dzwonów, potoki łez; pomijam płacz synów, szlochanie najbliższych, westchnienia towarzyszy. Przejdę do tego, co zdoła pocieszyć podróżniczkę, pozbawioną pociechy ojcowskiej.

Tak więc ukradkiem, ją osobno, całą zalaną łzami, prowadzą do zwłok przyjaciela, by mogła je wziąć w ramiona, a wikariusz rzecze: „Oto ten, którego miłowałaś jako żywego, obejmij go teraz jako martwego!”. Ona zaś płacząc nad ciałem gorącymi łzami, jęczy żałosnym głosem i szlochaniem, a ponawiając żałobne uściski i pocałunki, zdejmuje zasłonę, by zobaczyć go odsłoniętego. Cóż więcej? Kontempluje owo drogie naczynie, w którym ukrył się drogocenny skarb, zdobny pięcioma perłami stygmatów, które wyrzeźbiła ręka samego Wszechmogącego, na podziw całemu światu. Ogląda je i napełniona niezwykłą radością odżywa przy zmarłym przyjacielu. Przeto radzi, żeby nie zatajać ani nie ukrywać w jakikolwiek sposób tego niesłychanego cudu, ale daje bardzo mądrą radę, żeby pokazać go wszystkim naocznie. Dlatego wszyscy pośpiesznie biegną to zobaczyć, a stwierdziwszy prawdziwość tego, czego Bóg nie dokonał w żadnym innym narodzie, wpadają w podziw i zdumienie. Zatrzymuję pióro, nie chcąc bełkotać, gdyż jasno wyłożyć nie potrafię. Jan Frigia Pennate, wówczas jeszcze chłopiec, później prokonsul w Rzymie i urzędnik świętego pałacu, wbrew wszelkim wątpliwościom z własnej woli stwierdził i przysiągł, że wtedy właśnie razem ze swoją matką na własne oczy widział i rękami dotykał stygmatów Zmarłego.

Podróżniczka Jakobina, pocieszona znamienitą łaską, powróciła do domu, a my przejdźmy do innych cudów, które zdarzyły się po śmierci świętego.

(Tomasz z Celano, Traktat o cudach św. Franciszka)

Przejdź do góry strony