Skocz do głównej treści strony
Prowincja

Boże Narodzenie w Kenii

Utworzono: 27-12-2018

Okres świąt Bożego Narodzenia w Kenii zewnętrznie niemal niczym nie przypomina tego co w Polsce jest nieodzowne, by święta były przeżyte należycie. No, może poza sztuczną choinką, którą od kilkunastu lat można dostać w każdym supermarkecie w większym mieście…

Oczywiście kiedy mówimy o religijnym przygotowaniu i przeżywaniu samych świąt, kalendarz liturgiczny jest jednakowy dla całego Kościoła, więc zarówno Adwent jak i okres Bożego Narodzenia mają ten sam charakter.

Zewnętrznie jednak wygląda to inaczej. Kiedy u nas temperatury spadają poniżej zera i sypie śnieg, tam lato w pełni cieszy oczy pięknem bujnej przyrody tuż po krótkiej porze deszczowej, więc o „zimnych nóżkach” z niektórych pastorałek można mówić jedynie w kontekście potrawy na stole w gronie tamtejszej Polonii, gromadzącej się w Wigilię na Pasterce o godz. 15.00 przy ogrodowej kapliczce w rezydencji księżnej Sapiehy, czy na wspólnej Wieczerzy i śpiewaniu kolęd 25 grudnia u franciszkanów.

Kenijczycy mają też swoich pięć tradycji, które mocno wpisały się w okres Bożego Narodzenia. Jedną z nich jest to, że w grudniu kenijskie miasta pustoszeją. Dzieci mają w tym czasie wakacje szkolne, więc jest okazja całą rodziną  pojechać w rodzinne strony. W takiej sytuacji polski misjonarz pracujący w mieście może tęsknić za Ojczyzną i rodziną jeszcze bardziej, bowiem w kościele zostaje garstka osób, która nie wyjechała na wieś.

Tam znowu przepełnienie, gwar, formowanie się chórów, próby jasełek, bo nocne czuwanie, czyli „Kesha” musi być huczne i pełne radości. Szczególnie młodzi angażują się mocno bez namawiania, bo każdy chce dać z siebie wszystko dla uczczenia Dzieciątka Jezus. Boże Narodzenie jest bardzo ważne, dlatego wigilijny wieczór spędza się przy kościele. Świętowanie w rodzinie nastąpi następnego dnia.

Dla Kenijczyków ciężko pracujących za marne pieniądze, kiedy cały rok zaciskają pasa tak mocno, że pasek wrzyna się w biodra, okres świąteczny to czas na lepszy posiłek i zabawę przy muzyce i koniecznie grillowanej kozinie, czyli „mbuzi choma”, i drobiu „kuku choma” sowicie zakrapianych lokalnymi trunkami. Nie może też zabraknąć cienkich placków „chapati” jedzonych z warzywami i sosem mięsnym, ale też wschodnioafrykańskich pączków zwanych „mandazi” jako deser do herbaty gotowanej na mleku ze sporą ilością cukru trzcinowego. Wszyscy wtedy składają sobie życzenia „Krismasi njema”.

Bardzo ważnym punktem świętowania są fotografie. Dlatego każdy ubiera się w najlepsze ubranie jakie ma, lub pożycza od sąsiada, by upamiętnić ten dzień na rodzinnej fotografii.

W okolicach świąt większość plemion kontynuuje tradycję obrzezania dorastających młodzieńców, którzy po odpowiednim przygotowaniu przez starszyznę przechodzą inicjację dojrzałości. W niektórych stronach zaprowadza się chłopców w nocy do rzeki, smaruje się ich ciała błotem, które ma ich chronić przed bólem, ale i oczyścić ich ciała. Do wioski wracają tańcząc w rytm odpowiedniej melodii wprowadzającej do ceremonii obrzezania. W tym czasie kobietom nie wolno być nigdzie w pobliżu miejsca rytuału. Po obrzezaniu młodzieńcy odprowadzani są do przygotowanej w buszu chaty, gdzie czekają aż rany się zagoją.

Kiedyś dziewczynki także przechodziły obrzezanie, ale od kiedy zostało to zabronione, starsze kobiety przygotowują je do bycia żoną i matką.

Tak więc co kraj to obyczaj…

br. Robert Kozielski OFMConv

Przejdź do góry strony