Skocz do głównej treści strony
Prowincja

Ś.P. o. Marcin Stefanowski

Utworzono: 18-09-2008

Dzisiaj, 21 sierpnia 2008, w godzinach popołudniowych zmarł w szpitalu w Darłowie śp. O. Marcin Stefanowski, jubilat w Zakonie i kapłaństwie.

Poniżej zanieszczamy homilię, jaką podczas Eucharystii pogrzebowej wygłosił Minister Prowincjalny, br. Adam Kalinowski.

Ekscelencjo, Księże Biskupie Tadeuszu;

Droga Rodzino i Krewni zmarłego Ojca Marcina;
Drodzy Współbracia w życiu zakonnym i posłudze kapłańskiej, a zwłaszcza drodzy koledzy kursowi Złotego Jubilata w Zakonie i Kapłaństwie;
W Chrystusie umiłowani Siostry i Bracia, którzy w szczególny sposób czujecie się związani, z tym, którego dzisiaj żegnamy jako człowieka, chrześcijanina, zakonnika, franciszkanina i kapłana – duszpasterza i spowiednika z Darłówka!

Na początku tej mszy świętej pogrzebowej sekretarz prowincji odczytał – zgodnie z naszym zakonnym zwyczajem – nekrolog zawierający curriculum vitae Ojca Marcina Stefanowskiego, ukazujący nam jego sylwetkę a także charakterystyczne cechy osobowości i posługi. Zmarły Ojciec Marcin stosunkowo niedawno – bo zaledwie 17 miesięcy temu – poproszony o napisanie życiorysu, opisał 75 lat swojego życia – jak się wyraził – „w telegraficznym skrócie”, bo w niespełna dziesięciu zdaniach. Zostały one wydrukowane w okolicznościowym folderze, z racji Złotych Godów Kapłańskich obchodzonych uroczyście 9 września 2007 r. wraz z kolegami kursowymi w bazylice niepokalanowskiej. Dziesięć zdań. Nikt z dostojnych jubilatów mniej o sobie nie napisał. W większości są to daty: urodzin, święceń, przenosin. Do tego miejsca pobytu i pracy. Dodatkowo stwierdzenie: „W Rzymie byłem w październiku 1972 r. i także w październiku 1981 roku.” Lecz najważniejsze zdanie, oddające to co czuł i jak żył Ojciec Marcin to wyznanie: „Całe moje życie było piękne. Dziękuję Bogu codziennie za nie.” A potem już tylko data: Darłówek, 7 III 2007 r.” Poniżej, niejako na potwierdzenie prawdziwości wypowiedzi, została zamieszczona duża fotografia Złotego Jubilata uśmiechającego się od ucha do ucha.

Kto znał Ojca Marcina to wie, że nie mówił dużo o sobie, nie robił z siebie bohatera i tytana pracy duszpasterskiej, nie przekazywał dla potomności swoich sukcesów i osiągnięć, w trosce o to, aby nie były zapomniane, nie chlubił się urzędami, które piastował- zresztą bardzo skromnymi i nielicznymi. Jeśli wspominał to miłe i wesołe wydarzenia. Głośno i szczerze śmiał się i chciał żyć ze wszystkimi w pokoju i zgodzie. Jeśli ktoś mu zalazł za skórę, to raczej wolał nic nie mówić, niż powiedzieć o jedno zdanie za dużo. Stąd też nie sprawia nam trudności zastosowanie do Ojca Marcina starej maksymy: „O umarłych mówi się tylko dobrze, albo wcale, ale nigdy źle”. Nie czynimy tego bynajmniej z delikatności i z lęku, aby nie wyszło na jaw coś ukrytego, lecz przede wszystkim dlatego, że Ojca Marcina wspominamy wszyscy jako dobrego człowieka, pełnego życzliwości, otwartości na potrzeby innych, szczerego, bez obłudy i fałszywej skromności, lecz mającego własne zdanie i opinię; szlachetnego i wybierającego raczej ostatnie miejsce w szeregu niż na trybunie honorowej, nie zabiegającego o karierę, sukcesy czy też uznanie i poklask. Nie zawsze był – zwłaszcza w młodzieńczych latach – wygodny dla przełożonych. Świadczy o tym korespondencja z nimi, zachowana w archiwum prowincji. Zawsze jednak wobec ostatecznych argumentów i odwołania się do posłuszeństwa, czynił to czego od niego oczekiwano i to, do czego się zobowiązał przez śluby zakonne i święcenia. Raczej nie czuł się w życiu skrzywdzony czy niedowartościowany. Na takiego też nie wyglądał. „Całe moje życie było piękne. Dziękuję Bogu codziennie za nie.” To zdanie wypływa z głębi serca. Nie jest kokieterią i grą pozorów, jest szczere i prawdziwe, jak jego Autor.

Dlatego też możemy – choć smutno nam z powodu nagłego i po ludzku myśląc przedwczesnego odejścia od nas Ojca Marcina – stanąć przy Ołtarzu Jezusa Chrystusa z wielką wdzięcznością za tego człowieka, który prawie 60 lat nosił franciszkański habit i ponad 50 lat służył jako ksiądz Panu Bogu i ludziom przez swoją wieloraką posługę: w kościele, w konfesjonale i na ambonie; w salce katechetycznej, w kancelarii, w szpitalu, w więzieniu … i na cmentarzu. Wraz ze zmarłym naszym Współbratem i Krewnym, Duszpasterzem i Przyjacielem, dziękujemy Bogu za Jego „piękne życie” i ufamy, że również w Bożych oczach życie Ojca Marcina jest piękne i takim pozostanie na Sądzie i w Wieczności. Prosimy, aby Boże Miłosierdzie dokonało takiego retuszu, by mógł on w Niebie – gdzie nie ma skazy i zmarszczki, czy czegoś podobnego – być włączony w pełne szczęście zbawionych.

Ojciec Marcin jako kapłan żył Eucharystią i spożywał Ciało i Krew Chrystusa. Niezliczoną ilość razy sprawował mszę świętą a przez to przypominał światu wolę Jezusa: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Eucharystyczna Mowa Jezusa z Ewangelii Janowej, której fragment dzisiaj usłyszeliśmy, kształtuje każdą kapłańską duszę, przemienia ją, rzeźbi i czyni narzędziem w ręku Tego, który mówi o sobie, że jest „chlebem żywym, który zstąpił z nieba”. Narzędziem, dzięki któremu przedłuża się w świecie Misterium Paschalne, uobecnia się Ofiara Krzyżowa Chrystusa.

Ewangelista mówi z całą szczerością, że słuchacze Jezusa sprzeczali się między sobą mówiąc: „Jak On może nam dać swoje ciało do spożycia?” Kapłan, Sługa Eucharystii wciąż na nowo musi w sobie odnaleźć tyle wiary by z przekonaniem podając białą hostię mówić: Ciało Chrystusa! Pomimo swych wątpliwości, swojej słabości, nieraz swojego grzechu – musi nosić w sobie wiarę w prawdziwość głoszonego z mandatu Kościoła Słowa Bożego, wiarę w skuteczność sprawowanych i udzielanych sakramentów, wiarę w autentyczność obietnicy Jezusa: „Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”. Nie mam wątpliwości co do tego, że Ojciec Marcin do końca swoich dni był człowiekiem wiary. Skąd ta pewność? Bo jego franciszkańskie i kapłańskie serce było tą wiarą wypełnione. Jezus mówi: Po owocach ich poznacie. Złe drzewo, nie może przynosić dobrych owoców. A owoce życia naszego Współbrata są dobre. Wspomnienie jego posługi – zwłaszcza w ostatnich latach jako spowiednika – jego pogoda ducha i miłość do świata i człowieka; umiłowanie zgody i akceptacja bliźniego; cierpliwość i dostrzeganie dobra w człowieku, nawet jeśli miało ono w rzeczywistości mikrowymiary. Dostrzeżenie dobra we współbracie, w przełożonym, w penitencie, w człowieku zagubionym. To wszystko, to owoc wiary w życie wieczne, wiary w nagrodę po śmierci, w sprawiedliwość Bożą a nie ludzką. To jest wspaniałe świadectwo pięknego życia.

Obecne tygodnie i miesiące to w naszych trzech franciszkańskich polskich prowincjach okres przenosin i przeprowadzek. Niektórzy mieszczą całe swoje ubóstwo zaledwie w kilku walizkach i kartonach. Inni potrzebują więcej. Ojciec Marcin również otrzymał w tym roku – po 17 latach pobytu w Darłówku – obediencję, ale nie od prowincjała, lecz od samego Boga. Siostra nasza, śmierć cielesna, przeniosła Ojca Marcina w inny wymiar. Nie potrzebuje on już niczego z tego co zostało w jego pokoju w klasztorze. Nie może zabrać ze sobą niczego co jest materią. Nawet ciało zostaje zwleczone z człowieka. A on sam wymyka się nam, odchodzi i jest już objęty tajemnicą Bożą. I tej tajemnicy należy się szacunek, cześć, święta pamięć.

Śp. Ojciec Marcin został zaproszony przez Boga na ucztę niebieską. Wierzymy, że Jego dobre czyny idą za nim a miłość Boga i bliźniego staje się przepustką do życia w Domu Ojca i szatą godową na Wieczne Gody. Wierzymy też, że Ojciec Marcin będzie miał udział w wydarzeniu zbawczym zapowiedzianym przez proroka Izajasza; wierzymy, że będzie mu dane uczestniczyć w uczcie przygotowanej na górze dla wszystkich ludów, że będzie miał życie wieczne w sobie. Modlimy się o to i sprawujemy tę Eucharystię prosząc, aby nasz Zmarły mógł powtórzyć w obliczu Boga słowa Proroka, odnosząc je do siebie: Oto mój Bóg, Ten, któremu zaufałem, że mnie wybawi; oto Pan, w którym złożyłem moją ufność. Amen

Przejdź do góry strony