Skocz do głównej treści strony
Prowincja

W żłobie położony

Utworzono: 27-12-2011

Przed świętami Bożego Narodzenia jest dużo pracy. Ludzie biegają w różnych kierunkach objuczeni siatami, z których filuternie mruga oko karpia. Karp jako potencjalna inkarnacja człowieka (na szczęście nie u chrześcijan) występuje już nawet w wersji buntownika nadzianego na długi kij i straszącego w pochodzie ekologów. Niestety, zoolatria przed świętami ma się szczególnie dobrze. Tymczasem człowiek ma spożywać wszystko, co daje mu w swej niezwykłej hojności Pan. Szczególnie ryby, tak jak inne stworzenia. Te bardziej czworonożne na przykład świnka czy cielaczek. Czy jest coś niestosownego w jedzeniu braci zwierząt jakie daje ludziom Bóg? I czy poruszanie tego tematu w oktawie Bożego Narodzenia nie świadczy o tym, że problem jest poważny? Nadszedł wreszcie oczekiwany, świąteczny czas. Nie będę pisać więcej o karpiu! Uwaga! W żłobie leży niemowlę! Oto człowiek. Oto Bóg, Jezus Chrystus!

W dzień Wigilii udało mi się znaleźć niezwykłe przedstawienie Świętej Rodziny. Bardzo nieafektowana (tudzież nieefektowna) kartka, gotowa do wysłania w wielki świat, łakomie oczekujący pomyślności i wielkiego pieniądza. Kartka naprawdę na wskroś franciszkańska.  Co to znaczy na wskroś franciszkańska? Otóż z perspektywy niedopieczonej jeszcze franciszkanki znaczy, że jest w kolorach ziemi jak starty do cna habit Świętej Klary. Jak Jej (pożal się Boże, taki piękny!) siennik, przez który prześwitują szare kamienie klasztornej podłogi. Jak sierść osiołka, na którym wjeżdża pokorny Oblubieniec. Jak ziemniaki pieczone w skórkach i jak oczy świętego Franciszka wpatrzone w jasne niebo. Takie są kolory franciszkańskiej ziemi. Kartka przedstawia ikonę stworzoną przez nieznanego katalońskiego artystę. Na pierwszym planie widać dwie duże postaci. Leżąca, owinięta do pasa w białe płótna, wyciąga rękę w przyjaznym geście do postaci drugiej, przedstawiającej frasobliwego męża. Trwający na modlitwie, w adoracji, ów mąż zapatrzył się w lecącego tuż anioła na szarej chmurce. Mój Boże! Pomyślałam. To nadzwyczajne! Wielkie Dzieciątko owinięte w pieluszki wita się z adorującym go zakonnikiem! Dzieciątko, które jest wielkości dorosłej osoby, ma dłoń dużą, silną i radośnie otwartą. A gest rezolutny i pełen animuszu wskazuje na niezwykłą okoliczność sytuacji! Tak odczytałam w pierwszej chwili tę niezwykłą, starożytną ikonę. Nie wiedząc jeszcze, że to odczytanie jest tylko moim, bardzo subiektywnym odkryciem. Może prezentem od Pana Boga w dzień Jego Narodzin? W niedalekiej przyszłości namaluję takie właśnie przedstawienie Świętej Rodziny. Dokładnie to, które zobaczyłam w dziele nieznanego artysty. Czy jest to poprawna interpretacja? Sami to oceńcie, proszę bardzo! Oto Dzieciątko Jezus rodzi się doskonale ukształtowane. Jako dorosły, dojrzały człowiek, w pełni świadomy swojego wyjątkowego stanu Syna Bożego. I wyciąga rękę do biednego, niepewnego jutra braciszka, który nie ogarnia przecież swoim ludzkim umysłem przepychu tego misterium, objawionego w stajni, wśród gospodarskich zwierząt.

– Genialne! – krzyknęłam na głos. Znalezisko wpadło mi w ręce w księgarni katolickiej. Gromki okrzyk rozniósł się po sklepie. Sprzedawczyni, nieświadoma całego zajścia, zajęta była właśnie liczeniem zarobionej tego dnia gotówki.

– Proszę pani! Ta kartka z Dzieciątkiem i adorującym Je zakonnikiem bardzo mi się podoba. Poproszę! – zagadnęłam ekspedientkę. Pani oderwała się z niechęcią od pliku banknotów i spojrzawszy na lichą karteczkę w cenie 1 złoty i 60 groszy, odpowiedziała ponurym nieco głosem – To nie jest zakonnik, a to nie jest dzieciątko.

– Jak to nie jest?! – krzyknęłam znowu.

Na to pani, patrząc na mnie zza grubych okularów, odparła:

– To jest Święta Rodzina. Maryja leży owinięta w płótna ponieważ jest w połogu. Wyciąga rękę do siedzącego przy Niej Świętego Józefa.

Byłam coraz bardziej zadziwiona tym, co ta skrupulatna i zaznajomiona z rzeczą kobieta mówiła do mnie.

– Gdzie w takim razie jest Dzieciątko?! – krzyknęłam wtedy już naprawdę głośno. Nie byłam przecież ślepa, jak mi się wydawało, a Dzieciątka tam nie zauważyłam. Maryję za to pomyliłam z Dzieciątkiem. Jakby tego było mało, ze Świętego Józefa zrobiłam zakonnika, franciszkanina… Co się tu dzieje?! Sprawa była coraz bardziej frapująca. Niespodzianka ukryta w niespodziance. Wszystko z powodu bardzo nieefektownej, świątecznej kartki.

– Drogie dziecko, Dzieciątko jest tam, u góry, ponad głowami rodziców. O! Tutaj w żłobie. Widzisz? – pani stukała z przejęciem palcem w moją kartkę – A nad Nim pochyla się wół i osiołek.

Tym osiołkiem jestem ja, pomyślałam. Wzięłam z zachwytem kartkę do ręki, aby skonfrontować się z namacalną rzeczywistością ikony. Tak jest! Na pierwszym planie Maryja z Józefem. Ręka silna i rezolutna, wyciągnięta w stronę nieco zadumanego Józefa, to dłoń Matki Bożej. Obok nich, znikający jakby w szarości groty, Jezusek w żłobie. Wtulone w Niego dwie potężne głowy zwierzęce, które wzięłam za przelatującą na niebie szarą chmurkę, to wół i osioł.

– Myśli pani, że te zwierzęta są bardzo zadziwione? W ich żłobie, pełnym pachnącego siana, leży ludzkie niemowlę! Pamięta pani, że Jezus leżał w żłobie, w stajni?

Nie czekałam wcale na odpowiedź. Ekspedientka zanurzyła się skwapliwe w szufladzie z gotówką, a ja wyszłam oszołomiona tym, co znalazłam. Nowy obraz ikony, który można namalować! Jezus rodzi się z łona Maryi, ale nie jako niemowlak, a pełen chwały i Bożego majestatu Bóg. Będąc Dzieciątkiem już jest Bogiem. Jego dłoń duża, silna i otwarta, wyciągnięta jest do człowieka. Maryja za to bardzo jest podobna do Zbawiciela (chociaż Nim nie jest!). W końcu to z Jej łona narodził się On, Jezus Chrystus.

Pięknych, spokojnych i franciszkańskich Świąt Bożego Narodzenia!

Magdalena Golon, Gdańsk 2011     

Przejdź do góry strony