Skocz do głównej treści strony
Prowincja

Aregua: „Łagiewniki” w Paragwaju

Utworzono: 03-05-2014

Paragwaj ma swoje „Łagiewniki”, i to do tego tworzone przez franciszkanów, którzy od kilku lat w Aregua budują narodowe Centrum Miłosierdzia Bożego.

O pracy, o dalszych planach rozwoju obecności franciszkańskiej i posługi miłosierdzia w tym miejscu opowiada misjonarz w Paragwaju, o. Jacek Orzeł.

Pracował Ojciec w Aregua, gdzie budowane jest centrum Bożego Miłosierdzia i dynamicznie rozwija się kult Bożego Miłosierdzia. Jak wygląda praca w Centrum?
Kult Bożego Miłosierdzia jest fenomenem na skalę całego Paragwaju. Jako pierwszy ten kult „przywiózł” do Paragwaju o. Rufin Orecki, gdy przyjechał tu na misje w 1986 roku. W porozumieniu z biskupem powiesił obraz Jezusa Miłosiernego na Sajonii w kościele św. Antoniego. Można powiedzieć, że tak zaczął się pewien fenomen, bo teraz w każdym autobusie, w domu, sklepiku, taksówce, niemal wszędzie można zobaczyć obraz Jezusa Miłosiernego. Mało tego, spontanicznie i samoistnie powstają w Paragwaju grupy Bożego Miłosierdzia. Nie są one inspirowane przez księży czy zakonników, ale tworzone są z inicjatywy wiernych. To chyba też taki znak czasu i potrzeba, która gdzieś w ludziach tkwi, to niesamowite pragnienie kultu Bożego Miłosierdzia… Rodzi ono także potrzebę duszpasterskiej pomocy w formacji, bo bez ludzi uformowanych bardzo łatwo grupy mogą się skrzywić i zamiast dobra przynosić coś niewłaściwego. Również dlatego prowadzimy centrum, które wspiera tę formację i umożliwia dotarcie do wszystkich takich grup. Tworzone jest ono również z myślą, by było centrum duchowym dla wszystkich ludzi.

Rozkrzewiając kult miłosierdzia trzeba rozpocząć od czynów miłosiernych, a nie tylko o nich mówić, dlatego też nasze centrum ma charakter charytatywno – duchowy. Pracujemy z ubogimi dziećmi, z młodzieżą, z młodymi rodzinami i staramy się ich wspierać. Rodzina jest w Paragwaju jednostką bardzo osłabioną. Wiele dzieci nie ma ojców lub nie zna ich. W wielu rodzinach matka samotnie wychowuje dzieci, albo one wychowują swoje młodsze rodzeństwo. Ta sytuacja uwarunkowana jest historycznie, kulturowo i mentalnościowo. Jednym z kierunków naszej pracy w centrum – oprócz wspomnianej pracy z grupami – jest właśnie wspieranie młodych rodzin, które znajdują się w naszym otoczeniu. Chcemy im pomóc osiągnąć taką dojrzałość rodzinną, aby mogli być później zalążkami dobra w swoim środowisku.

Już od ponad dwóch lat trwa u nas nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu. To jest też dla nas taki cud, bo powiedzieć, że jest adoracja wieczysta to jeszcze nic, ale gdy się ma świadomość, gdzie to jest – nie w mieście, ale w lesie – i ludzie się tam modlą, to jest cud… Wierni przychodzą, ale nie można liczyć wyłącznie na ich obecność, bo miejsce jest oddalone od wiosek i miasta. Dlatego wszyscy, którzy przebywają w centrum – a więc wolontariusze, siostry zakonne, które mają obok klasztor i my, bracia – musimy zadbać, by przez 24 godziny Pan Jezus był adorowany. Niezależnie od tego, czy ktoś z zewnątrz przyjdzie czy nie. Dlatego każdy z nas minimum godzinę swojego czasu poświęca na adorację. To jest też niesamowite, że wolontariusze, młody człowiek, w wieku 19 czy 20 lat, wstaje o godzinie 1:00, idzie do kaplicy, adoruje godzinę, idzie spać i dalej normalnie funkcjonuje przez cały dzień od rana, pracując w piekarni czy przy innych obowiązkach.

Przychodzą także ludzie z okolicy?
Tak, ale jest to raczej takie sytuacje okazjonalne. W sobotę i niedzielę, jest więcej ludzi, bo przyjeżdżają także do centrum z okolic. Ale czasem w tygodniu nie ma nikogo, bo miejsce to oddalone jest od innych wiosek i miasta.

Czy dużo osób pielgrzymuje do tego miejsca?
W każdą niedzielę kaplica jest pełna wiernych. Czasem ludzie nie mogą się pomieścić. Na święto Bożego Miłosierdzia przyjeżdża ok. 1500 osób. W weekendy zazwyczaj mamy tu grupy pielgrzymkowe. Rzadko kiedy się zdarza, że nikt nie przyjedzie. Nie mamy jeszcze niestety domu pielgrzyma, ale chcielibyśmy także zbudować go w przyszłości. Na razie mamy tylko mały budynek, który tworzony był o przeznaczeniu go na konsultorium dla pielęgniarki czy lekarza. We wspomnianym budynku z noclegu może skorzystać ok. 20 osób. Pod budowanym kościołem są także salki, więc nie ma problemu, by przyjmować tam młodzież. Gdy w styczniu odbywa się spotkanie młodych, oni właśnie tam nocują na materacach. Te spotkania są też prowadzone pod kątem Bożego Miłosierdzia, oczywiście w duchu franciszkańskim, ale i w nurcie Bożego Miłosierdzia.

Jakie inne wyzwania stawia praca w centrum w Aregua?
Chyba największym wyzwaniem jest dokończenie budowy kościoła – świątyni Bożego Miłosierdzia. Ile to jeszcze potrwa, to tylko Pan Bóg raczy wiedzieć. Teraz budowa wygląda tak, że są ściany i kościół jest pokryty dachem. To już jest dużo. Można już wykorzystywać kościół do większych zgromadzeń. Tak jak wspomniałem istnieje również duża potrzeba budowy jakiegoś domu pielgrzyma jako zaplecza Centrum, bo przychodzą do nas coraz większe grupy i bywa, że mamy problem z ich przyjęciem. To taka najpilniejsza potrzeba, ale wymagająca dużych nakładów finansowych.

Na początku wszystkie msze święte i nabożeństwa odprawiane były na ołtarzu polowym. Dwa lata temu, kiedy skończyliśmy budować kaplicę, cała liturgia przeniesiona została do kaplicy. Brakowało nam jeszcze miejsca sprawowania sakramentu pokuty, bo spowiadaliśmy gdzieś pod drzewami, na krzesłach. W ubiegłym roku rozpoczęliśmy budowę małej kaplicy sakramentu pojednania obok kaplicy wieczystej adoracji. Nic wielkiego, ale mamy już godne miejsce do sprawowania sakramentu pojednania.

Naszą wielką bolączką jest także to, że misjonarzy jest tutaj wciąż mało, a potrzeb nie ubywa. Teraz ja też w mniejszym stopniu mogę służyć w Aregua, dlatego że pracuję w nowicjacie, znajdującym się wprawdzie niedaleko Centrum, w Itagua. Nowicjat przeznaczony jest dla sześciu krajów Ameryki Południowej – Peru, Paragwaju, Boliwii, Chile, Argentyny i Urugwaju. Nowicjat jest czasem kanonicznym, trwa rok. W Paragwaju mamy jeszcze taki okres przygotowawczy w formacji – kandydat, który zgłasza chęć wstąpienia do Zakonu najpierw pracuje w Aregua, w Centrum Bożego Miłosierdzia jako wolontariusz. Zazwyczaj trwa to około roku, ale to kwestia indywidualna – może to być czas krótszy lub dłuższy. Na pewno jednak nie krócej niż pół roku. W tym czasie kandydat ma możliwość poznać trochę życie wspólne i my także możemy zobaczyć, czy ma on predyspozycje do życia we wspólnocie. Początki swojej zakonnej drogi kandydat przeżywa właśnie tam, w Aregua.

Jednak mimo, że jestem teraz wychowawcą w Itagua, wciąż współpracujemy z braćmi w Centrum i pomagamy sobie nawzajem.

Rozmawiała Agnieszka Kozłowska
za: misje.franciszkanie.pl

Przejdź do góry strony