Skocz do głównej treści strony
Prowincja

Marzyciele – „Nasze Życie”

Utworzono: 22-02-2017

W ostatnim, 122., numerze Naszego Życia pochyliliśmy się nad tematem marzeń. Autor jednego z artykułów postanowił spojrzeć na marzenia z różnych perspektyw, zamieszczamy efekt jego rozważań.

Otrzymując propozycję napisania artykułu do „Naszego Życia”, przez długi czas zastanawiałem się, jak podejść do tematu, z której strony go przedstawić, jak nakreślić. Przez trzy tygodnie pojawiały się w mojej głowie różne myśli, niezwiązane ze sobą, zupełnie inne spojrzenia na temat marzeń. I dokładnie taki jest ten artykuł. Są to moje spojrzenia na temat marzeń, które powstały w różnych dniach, o różnym czasie i przy różnych zajęciach. Wierzę, że zachęcą Was one do rozpoczęcia swoich własnych przemyśleń.

Zakładam, że każdy z Was, ja także, marzy. Niezależnie od wieku, wykształcenia, statusu społecznego, mamy różne pragnienia. Dajemy się porwać myślom, które rodzą się w naszej głowie, które sprawiają, że zapominamy o codzienności, która niejednokrotnie jest trudna. Zapominamy o nierozwiązanych problemach, relaksujemy się. Czasami zdarza się, że marzenia motywują do działania, wpływają na nas pozytywnie, dzięki nim stajemy się kreatywni. Niestety pokutuje w nas negatywny obraz marzycielstwa, który pamiętamy z lekcji języka polskiego. Wszystkim jest znana słynna historia Dedala i Ikara, Romea i Julii czy Wokulskiego z Lalki – ludzi, których marzenia przerosły realia rzeczywistości, a przecież historia ludzkości pokazuje, że marzenia i ich realizacja to piękna przygoda.
Marzyciele – ludzie sukcesu: Krzysztof Kolumb, Tomasz Edison, Aleksander Graham Bell, Zbigniew Religa, Douglas Engelbart… Gdyby nie oni i wielu innych nie byłoby podboju kosmosu, odkrycia nowych lądów, wyizolowania DNA, skonstruowania żarówki, telefonu, komputera, budowy i wszczepienia sztucznego serca, drukarek 3D… mógłbym wymieniać jeszcze długo. Za tymi odkryciami stoi właśnie marzenie i odwaga. Chęć sprawienia, by codzienne życie stało się prostsze, łatwiejsze. To, co rodzi się w głowach każdego z nas, jest darem.


Siedząc nad pustą kartką, z długopisem w ręku, zastanawiałem się, co napisać. Wtem pojawia się myśl – słownik! I tak postanowiłem zajrzeć do jednej z tych książek, do których sięgam nieczęsto. A chyba warto. Słownik wyrazów bliskoznacznych marzenie nazywa cudem, tęsknotą, celem, i chyba najlepszym według mnie określeniem – słowem: chciejstwo. Nie musimy długo szukać, aby znaleźć tego, któremu się chciało, który przechodził od myśli do czynów. Św. Maksymilian miał wielkie marzenia. Wychodził poza epokę, w której żył. Chciał założyć telewizję, zbudować lotnisko, stworzył plany zbudowania rakiety. Były to plany odważne, pionierskie jak na tamte czasy, a biorąc pod uwagę fakt, że nie miał żadnych pieniędzy na ich realizację, podziw ogarnia, kiedy uświadomimy sobie, ile dokonał. Prof. Zbigniew Religa, wszystkim znany kardiochirurg, również miał marzenia, również je realizował. Mimo pierwszej porażki i odrzucenia przeszczepu(1) nie załamał się, odważnie realizował pomysły, które rodziły się w jego głowie. I tak dzięki jego marzeniom w 1986 r. wykonał pierwszy w Polsce przeszczep płuc i serca, a w roku 1991 stworzył prototyp sztucznego serca i zastawki biologicznej. Dzięki realizacji marzeń wielu chorych zostało uratowanych.
Jednak codzienność jest brutalna. Nieustannie toczy się w człowieku walka na linii chciejstwo – lenistwo. Oby zawsze wygrywała pierwsza opcja, wtedy z pewnością uczynilibyśmy o wiele więcej niż dotychczas. Jak widać po wyżej przedstawionych bohaterach, u nich zwyciężyło chciejstwo. I to z jakim skutkiem!

(1) W 1985 r. w Zabrzu zespół prof. Religi dokonał pierwszego w historii Polski przeszczepu serca. Biorcą był 62-letni mężczyzna, który po operacji przeżył dwa miesiące, ale niestety zmarł na sepsę. Zakażenie było następstwem przyjmowania dużych dawek leków obniżających odporność. Zastosowanie ich było niezbędne, aby zapobiec odrzuceniu przeszczepu przez organizm biorcy.


Podczas niedawnej podróży siedziałem w zatłoczonym pociągu. Zamknąłem oczy, próbując na chwilę uchwycić to, co działo się w mojej głowie mimo gwaru i hałasu obecnego w wagonie. A w mojej głowie przesuwały się obrazy i twarze wielu ludzi, przedstawiające współczesnych marzycieli, którzy nie zostawali w sferze pragnień, ale realizowali je. Osoba Jurka Owsiaka, ks. Jana Kaczkowskiego, o. Adama Szustaka, grupy Vera Icon z Łodzi, św. Matki Teresy z Kalkuty… Oni wszyscy marzyli. Nie bali się. Realizowali pomysły. A przeciwników z pewnością mieli i mają wielu. Mimo to nie rezygnują. Są wierni sobie i swoim marzeniom, wszak nie realizują zamierzeń ludzi żyjących obok, nie koncentrują się na nich, raczej przez realizację swoich marzeń chcą pomóc tym, którzy tego potrzebują. Nie ma nic piękniejszego jak realizacja pragnień i świadomość tego, że życie drugiego człowieka w wymiarze duchowym i materialnym staje się lepsze. Więc do dzieła, miejmy marzenia!


Jako że ostatnie dni obfitowały w podróże, te krótsze i dłuższe, miałem wiele czasu na przemyślenia. Obserwacja miasta, mijanych ludzi, często zabieganych, nieobecnych, smutnych, powoduje, że widzę rzeczy, których wcześniej nie widziałem. Tak było z jednym z billboardów, który stoi na łódzkich Bałutach. Niezmiennie od kilku lat, kilka razy w miesiącu mijałem go i nie zwracałem uwagi na reklamy, które na nim wisiały. Ostatnio mój wzrok przyciągnął wielki napis jednej ze znanych polskich fundacji: „Spełniając marzenia chorych dzieci, też się spełnisz! Dołącz do nas!”.
Dobrze, że w swojej torbie zawsze mam kilka kartek papieru i długopis. Zapisałem na kolanie to zdanie i wiedziałem, że na pewno o nim wspomnę w jednym z przemyśleń. Przecież dzieci są najbardziej kreatywne w marzeniu. Kiedy byłem dzieckiem, często słyszałem, że marzę o niebieskich migdałach. Tym bardziej marzą dzieci, które cierpią, które są chore, które mają świadomość, że każdy dzień to walka o życie, o przetrwanie. Po powrocie do klasztoru wszedłem w internet, aby poszukać różnych informacji o tych fundacjach. Zadziwiło mnie, że te dzieci wcale nie marzą o rzeczach wielkich:
Sara dostała laptopa z grą i naklejką z Krainy Lodu. Judytka przejechała wiele kilometrów, żeby spotkać się ze swoją ulubioną małą podróżniczką Nelą w stołecznym Radiu Dla Ciebie i by wziąć udział w nagraniu audycji Nela i tajemnice świata. Oliwka zapytana o Jej największe marzenie, odpowiedziała bez wahania, że chciałaby niebieskie, piętrowe łóżko do pokoju, w którym mieszka wraz z rodzeństwem. Gdy przeszłyśmy do rozmowy o największym marzeniu Kacpra, okazało się, że jest to laptop. Zuzia marzy o różowym laptopie w białe kropki z naklejką pieska. Dominik bardzo marzył o kolejce elektrycznej i karetce na pilota.
Poczułem się zawstydzony, przeglądając te historie. Wyłączyłem komputer. Te dzieci pokazały mi, że nie muszę się bać marzyć, a pragnienia wcale nie muszą być wielkie. I wtedy przypomniałem sobie zdanie z tego billboarda: „Spełniając marzenia chorych dzieci, też się spełnisz!”. Może czas zacząć marzyć o marzeniach innych?


Chciałem podzielić się z Wami moimi przemyśleniami dotyczącymi marzeń. Z pewnością jest to temat wielki, głęboki, mam wrażenie, że niewyczerpywalny. Niech te kilka okruchów z mojej codzienności i przemyśleń będą pomocą dla Was w przystanięciu, zamyśleniu, poruszeniu tematu pragnień. Z pewnością każdy z Was, czytających ten artykuł, ma inne spojrzenie na poruszony temat, inne doświadczenia, może się ze mną nie zgodzić. Jeśli tak jest, to bardzo dobrze! Chcę, abyś się zastanowił nad tym, nad czym być może najzwyczajniej się nie zatrzymujesz. Ze mną było tak samo. Przez wiele lat marzyłem o różnych rzeczach, ale nigdy nie zastanawiałem się nad tematem marzeń. Do czasu. Trzy tygodnie temu to się zmieniło. Może dziś, kiedy czytasz ten tekst, również zaczniesz się zastanawiać? Oby tak było!

br. Krzysztof Kogut

za: seminariumfranciszkanskie.pl

Przejdź do góry strony