Skocz do głównej treści strony
Prowincja

„Dobrze by i o tym pomówić z o. Fordonem”

Utworzono: 23-01-2019

List Ojca Prowincjała Wiesława Pyzio
z okazji promulgowania dekretu o heroiczności cnót
czcigodnego sługi Bożego o. Melchiora Józefa Fordona
(05.08.1862-27.02.1927)

„A co na to o. Fordon? Jak on uważa, tak i zrobić warto” (Pisma, nr 109) – pisał święty Maksymilian M. Kolbe do swego brata o. Alfonsa, z miejsca przymusowej kuracji w Zakopanem w listopadzie 1926, kiedy dobiegały ostatnie miesiące życia Sługi Bożego o. Melchiora Fordona. Nie miał wątpliwości, że podczas jego nieobecności, tylko inny święty może dobrze doradzić. „Zresztą pomów z o. Fordonem”(Pisma, nr 107), „zresztą jak o. Fordon będzie uważał” (Pisma, nr 117) – były często powtarzającym się refrenem tamtych dni.

Tylko ci, którzy odważnie dążą do świętości i pragną niebiańskiego życia, „szukają rad uduchowionych mężów, starają się wstępować w ślady doskonałych, rozważają słowa dobrych, a także ich czyny i przykłady” (św. Bonawentura, Pięć świąt Dzieciątka Jezus, I,3).

Nie tak dawno, bo 22 grudnia 2018 roku, nasz Zakon, a szczególnie nasza Prowincja, otrzymały – jakby w bożonarodzeniowym prezencie – wiadomość, że Papież Franciszek upoważnił Kongregację ds. Świętych do promulgowania dekretów dotyczących heroiczności cnót 11 Sług i Służebnic Bożych, wśród których jest także nasz współbrat, czcigodny Sługa Boży o. Melchior Fordon.

Natomiast 6 stycznia 2019 losowaliśmy świętych patronów na rozpoczynający się nowy rok 2019. I choć z trudem staramy się kontemplować życie tych kanonizowanych czy beatyfikowanych, by znajdować w ich przykładzie natchnienie, a w orędownictwie skuteczną pomoc, to nie możemy zapomnieć o tym, o którym św. Maksymilian nie miał wątpliwości, że jest w niebie (zob. Pisma, nr 135), właśnie o ojcu Melchiorze (nb. którego imię przywołuje jednego z trzech mędrców dążących, by oddać pokłon Jezusowi).

Nasz Zakon i Prowincja ciągle potrzebują gorliwych i odważnych braci, którzy będą umieli wskazać dzisiejszemu światu drogę do Jezusa Chrystusa. Potrzebują świętych na miarę św. Franciszka, na miarę św. Maksymiliana Marii Kolbego i naszych błogosławionych męczenników z Niepokalanowa, czy takich, jak bł. Rafał Chyliński czy czcigodny Sługa Boży o. Melchior Fordon. Potrzebują nas świętych.

Dlatego trzeba nam skorzystać z tej okazji i „przyłączyć się do towarzystwa dobrych”, by towarzyszyć im w ich postępowaniu, i tym samym stać się towarzyszem ich świętości, tj. „dzięki sposobowi ich uważnego patrzenia, mówienia i wzorowego postępowania rozpalić się w umiłowaniu prawdy oraz unikać ciemności grzechów i zapalać się miłością światła Bożego” (św. Bonawentura, Pięć świąt Dzieciątka Jezus, I,2).

Zresztą „dobrze by i o tym pomówić z samym o. Melchiorem” (Pisma, nr 121). Tak jak o. Maksymilian, który „strapiony i prawie że upadły na duchu do niego zachodził”, i tym samym doznać umocnienia i otrzymać zachętę do dalszej pracy (Pisma, nr 135). Aby jak dążący do jak największej świętości o. Kolbe, „jego rady uważać za coś miarodajniejszego i bardzo często z nich korzystać, bo Wola Boża = Wola Niepokalanej = Wola N.O. Prowincjała = polecenie rad o. Fordona” (Pisma, nr 111).

Jakie rady może udzielić nam, swoim duchowym synom, czcigodny Sługa Boży?

Spróbujmy spojrzeć na nie w świetle nowych Konstytucji, które omawiając podstawy charyzmatyczne naszego Zakonu, zwracają uwagę na swoistą tradycję świętych, którzy otwarci „na nowe wyzwania misyjne, we wsłuchiwaniu się w Ducha Świętego i znaki czasu”, „pozostawiają w dziedzictwie wszystkim braciom wymagające powołanie, aby w realia swoich czasów wnosili odwagę misyjną, całkowity dar z siebie i piękno świętości” (Konstytucje, 1 §7).

Odwaga misyjna

Patrząc na ostatnie lata, ze smutkiem zauważamy, jakby ostygł w nas zapał misyjny. Od czasu do czasu przypominamy sobie, że nasza obecność sięga poza granice naszego Kraju. Często z tego się chlubimy, ale tak mało się tym przejmujemy.

Ojciec Fordon, który 23 lata życia kapłańskiego, a później 17 lat życia zakonnego, służył braciom i siostrom za naszą dzisiejszą wschodnią granicą, przypomina nam nie tylko o istnieniu naszej Białoruskiej Delegatury, ale zaprasza nas, abyśmy ciągle pamiętali o naszej wspólnej odpowiedzialności za przyjętą posługę na tych terenach.

Grodno nie tylko stało się miejscem wielu lat jego posługi, nie tylko go uhonorowało na ostatniej drodze, to ono nam go dzisiaj ofiaruje i ukazuje jego oblicze; zachęca nie tylko do czci, ale i do naśladowania.

Wielu wspomina spektakularne wydarzenia z 4 września 1915 roku, gdy wojska niemieckie zajęły Grodno i miano dokonać egzekucji 13 strażaków oskarżonych o szpiegostwo na rzecz Rosji, o. Fordon ryzykując własnym życiem (a może – jak chcą niektórzy – ofiarując się sam za nich), miał wstawić się za skazańcami, dzięki czemu zostali oni uwolnieni. Byli wśród nich nie tylko katolicy, ale też prawosławni i żydzi. Jak zaznaczają kroniki, podczas pogrzebu o. Melchiora Fordona „wśród setek wieńców najpiękniejsze złożyła straż ogniowa i gmina żydowska”.

Wychodzenie ku temu co małe, wzgardzone i słabe, niezależnie od przynależności, było zasadniczym rysem jego kapłańskiej posługi w tym mieście. Wybrał kapłaństwo, a potem życie zakonne, aby przybliżać siebie i innych do Boga, zwłaszcza tych najbardziej potrzebujących lub pozostawionych samym sobie. Poznał z bliska trudne warunki życia mieszkańców wsi, jak też ubogich dzielnic miast, i pragnął być zawsze blisko swoich parafian, by nieść im konkretną pomoc, i to zawsze z niespotykaną skromnością, głęboką pokorą, wspaniałym dobrem i wyjątkową delikatnością, oraz z wielkim poszanowaniem dla ich człowieczeństwa.

Życzę wszystkim braciom, by za radą czcigodnego Sługi Bożego nie bali się doceniać tego, co w oczach tego świata uchodzi za małe i pogardzane, oraz w duchu naszego Zakonu starali się podejmować swoją misję wg natchnienia Ducha Świętego i wskazań znaków czasu. Niech „za przykładem świętego Franciszka, który otrzymał łaskę rozpoczęcia życia pokuty przez okazywanie miłosierdzia trędowatym”, każdy okazuje też pragnienie swego nawrócenia „w chętnym podejmowaniu służby wobec ludzi ubogich, wzgardzonych i odrzuconych” (Konstytucje, 50 §2).

Całkowity dar z siebie

Liczni świadkowie wspominają pokorę i umartwienie o. Melchiora. Wstawał wcześniej niż inni. Jadł potrawy bardzo proste, co często wydawało się samym współbraciom za zbyt uciążliwe. Nosił stare i uszkodzone odzienie. Sypiał na twardych deskach przykrytych kocem, a dopiero na krótko przed śmiercią podporządkował się poleceniom przełożonego i zgodził się na przyjęcie siennika. Cały jego dzień był przepełniony pracą i modlitwą: „całkowicie dla Boga i dla bliźniego” (Positio, s. 21).

Pomimo zaawansowanej gruźlicy i dokuczliwej astmy, nawet w ostatnich miesiącach życia, nie zrezygnował z umartwienia i surowości życia, bo uważał to za święty i podstawowy obowiązek syna św. Franciszka. Ojciec Maksymilian Kolbe doda, że o. Fordon, mimo iż „do grobu już szybko zdąża. Kaszle okropnie i coraz bardziej raczej do trupa podobny. A jednak rwie się wciąż do pracy, że niepodobna mu jej odpowiednio ograniczyć” (Pisma, nr 90).

Nie był osobą, która miała na ustach wielkie hasła, nie był przywódcą; był po prostu zwyczajnym człowiekiem i dobrym zakonnikiem, który za cel swojego życia obrał sobie udzielanie pomocy innym, zarówno tej duchowej i moralnej, jak też materialnej. Choć starał się pociągać ludzi słowem kazania i nauczaniem prawd wiary, to w pamięci świadków pozostał przede wszystkim przykład jego życia pokornego, ubogiego, pełnego wyrzeczeń i umartwień, gotowego poświęcić samego siebie, aby bronić czy ratować życie bliźniego. Jeden ze świadków, Ludwik Ostrejko, streszcza opinię wielu: „poświęcił całe swe życie cierpiącej ludzkości zapominając siebie samego”. (Positio, s. 20).

Sam ojciec Melchior, podejmując się rozrachunku z własną historią, miał powiedzieć: „Mam tę błogą nadzieję, że nie straciłem zdrowia dla znikomych rzeczy tego świata, ale przez pracę nad zbawieniem dusz nieśmiertelnych, stojąc zawsze na posterunku jako żołnierz Chrystusowy”.

Życzę każdemu, aby jak nasz Czcigodny Sługa Boży odnalazł w sobie radość bycia bratem mniejszym, gdzie „minoritas jest postawą naśladowania Chrystusa ubogiego i pokornego, która prowadzi braci do odrzucenia pragnienia panowania, uległości innym, wzajemnej troski o siebie, solidaryzowania się z ludźmi wzgardzonymi i wyłączonymi ze społeczności, popierania i budowania pokoju, gdziekolwiek się znajdą, w nieustannym duchu wyrzeczenia się samych siebie” (Konstytucje, 1 §4).

Piękno świętości

Niepokalana Matka Boga jest szczególną Patronką naszej Prowincji. Tota pulchra to nasz ideał. Chciałbym więc życzyć sobie i każdemu z nas, abyśmy nie tylko byli świętymi, ale pięknymi świętymi. Tzn. „bym Niepokalanej nie bruździł” (Pisma, nr 126) – przecież tę prośbę („o modlitwę w niebie, no i teraz też”) tydzień przed śmiercią o. Melchiora skierował do niego św. Maksymilian. Przeczuwał, że o. Fordon dzięki swojej prostocie, pokorze i miłości może nauczyć 33-letniego zakonnika, jak nie zaciemniać Jej piękna przez własne wybory „brzydoty”, czy – mówiąc językiem św. Franciszka – przez powrót „do wymiotów własnej woli” (Napomnienia 3,10).

O. Melchior stara się i nam pokazywać prostą i piękną świętość. Nie był on tylko świętym kapłanem i proboszczem czy świętym zakonnikiem, był nade wszystko świętym człowiekiem, który przeżył swoje życie czyniąc tylko dobro. Jego świętość jest prosta i piękna, bo jest wynikiem pięknej i prostej miłości.

Ta miłość do Boga, Eucharystii czy Matki Bożej nabiera nieraz „kwiatkowych” wyrazów, jak na przykład historia, jak to wracał na kolanach z odrzuconym przez chorego i jego rodzinę Panem Jezusem, bo chory nie chciał się wyspowiadać, a rodzina przyjąć Komunii świętej. Niewątpliwie przedkładał on konkretny gest i prorocką prostotę nad wielkie słowa pouczenia.

Jednak – co raczej nie powinno dziwić – największa ilość świadectw dotyczy cnoty miłości bliźniego. Widać w nich człowieka o otwartych oczach, który potrafi dostrzec nawet pozornie ukryte potrzeby; człowieka o otwartym sercu, który „nigdy nie kalkulował, tego co miał dać” i „żył tylko dla dobra innych” (Positio, s. 43); człowieka otwartych rąk, który nic nie pozostawiał dla siebie samego i konkretnym uczynkiem wychodził naprzeciw cierpieniom braci i sióstr. Dla tego celu, mimo zakazu władz cywilnych, angażował osoby świeckie (np. z Trzeciego Zakonu św. Franciszka) i założył tajne stowarzyszenie „Służek Maryi” czy „Bractwo Wstrzemięźliwości”.

Większość, prawie jednym chórem, podkreśla, że „kochał wszystkich, ubogich i bogatych, starych i młodych, zdrowych i chorych, czynił dobrze wszystkim i nigdy nie umiał nic odmówić” (Positio, s. 45). Kiedy w grę wchodziła pomoc bliźniemu w potrzebie, „nie patrzył czy jest on katolikiem, prawosławnym, żydem czy tatarem” (tamże).

Współbracia, bezpośredni świadkowie życia i przejścia ojca Melchiora do lepszego życia, byli przekonani że umarł święty. Jego gorliwość w życiu zakonnym i wierność w codziennym praktykowaniu reguły nie przeszły bez echa nawet wśród tych, którzy niewiele mieli z nimi do czynienia. Dla nas niech wybrzmią nowym echem słowa samego Sługi Bożego: „Pokorą… pokorą powinniśmy się wyróżniać…, rzeczywiście bez pokory nie można być zakonnikiem” (Positio, s. 23).

Niech pozostanie też w naszych wspomnieniach jego spotkanie z siostrą śmiercią, spotkanie którego pragnął i na spotkanie której się przygotowywał. A zwłaszcza niech towarzyszy nam jego uśmiech, który pojawił się na ustach, gdy przechodził do wiecznej szczęśliwości (zob. Positio, s. 41; 721).

Życzę więc, aby wszyscy z nas – jak czcigodny Sługa Boży o. Melchior Fordon – „prowadzeni przez Ducha Świętego, tworzyli prawdziwą braterską wspólnotę, której wyrazem jest rodzinna atmosfera i wzajemna troska świadczona na wzór matki, okazywanie sobie miłosierdzia, wzajemny szacunek, uprzejmość i radość, troska o braci chorych, życzliwość wobec wszystkich ludzi oraz ewangeliczna prostota w prowadzeniu działalności misyjnej” (Konstytucje, 1 §2).

Z franciszkańskim pozdrowieniem

Pokój i Dobro!

o. Wiesław Pyzio
Prowincjał

za: zyciezakonne.pl

Przejdź do góry strony